Strona:PL Maria Rodziewiczówna - Ragnarök.djvu/88

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Ja zaś myślę, że przykazanie: „Rośnijcie i rozmnażajcie się“ już przeżyło swój czas, i wypełniać je kosztem mego zdrowia, życia i swobody nie widzę ni potrzeby, ni obowiązku.
— Może pani jeszcze zdanie zmieni — rzekł poważnie. — W każdym razie, jeśli człowiek anormalny czuje się szczęśliwym, biada starym zasadom i przykazaniom.
Jaśka nic nie odpowiedziała. Patrzała bystro przed siebie, na bliski już gaj olchowy Niemirowa. Zbiegał ku rzece i w cieniu czarnym drzew kołysała się na toni łódka biała, w której siedząca kobieta czytała książkę, rzucając czasami okiem na pływak wędki.
— Hop! — zawołała Jaśka, gdy się wynurzyli z trzcin. — Nic nie złowisz w upał i czytając.
Kobieta drgnęła. Podniosła oczy i zarumieniła się. Chciała coś odpowiedzieć, ale ujrzała obcego i tylko patrzała żałośnie swenmi sarniemi oczyma, które, rozświetlały twarz nieładną, mizerną, charakterystyczną twarz kaleki.
Wiedział już Niemirycz, że nie kto inny to był, tylko ułomna Jadwisia, przyrodnia siostra jego, i aż się zdziwił, że zamiast niechęci lub triumfu, czuł dla niej łagodne współczucie.
A Jaśka Kęcka przestała wiosłować i, stojąc na przodzie łodzi, smukła, silna, zdrowa, mówiła głosem miękkim i serdecznym:
— Nie mogę teraz do ciebie wstąpić, ale przed zachodem słońca puść swą łódkę na prąd. Zaniesie cię do pasieki przy starym młynie, a ja tam o zachodzie będę. Dobrze?
— Dobrze. Dziękuję ci — wyszeptała.
— Michaś nie pisał?