Strona:PL Maria Rodziewiczówna - Ragnarök.djvu/49

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Tak, nie wierzę i do żadnej pielgrzymki się nie przyłączę, ani świętopietrza nie złożę. Ale potępiać tłumu — nie. Tłum jest niewinny. Jeśli tak i w to wierzy, niech idzie. A jeśli to, co w Rzymie zobaczy i odczuje, duszy dogodzi, to dla tego tłumu bardzo szczęśliwie.
— A pan był w Rzymie? — z złośliwym uśmiechem spytał kapelan.
— Nie. Poco? Nie jestem artysta i studjować dzieł sztuki nie potrzebuję.
— Ale poznałby pan to, co na ślepo krytykuje: Kościół.
— Więc Kościół jest w Rzymie?
Kapelan poczerwieniał obrażony.
— Dla pana zapewne w Genewie.
— Dla mnie wszędzie tam, gdzie jest czyn wedle nauki Chrystusowej i gdzie są chrześcijanie.
— A toś się pan złapał we własną sieć! — zaśmiała się księżna. — Bo Chrystus rzekł: Tyś jest opoka, a na tej opoce zbuduję Kościół mój i tobie dam klucze królestwa Niebieskiego.
— A zanim Go ukrzyżowali, już Piotr Go się zaparł.
— A potem dał się za Niego ukrzyżować.
— Tak, zostawił swym następcom te dwa przykłady, ale o iluż więcej z nich zaparło się, niż dało się ukrzyżować.
— Panie, pan bluźni! — zawołała księżna. — Jakże można, wobec dzieci!
— Proszę księżny, ja milczałem i nigdy nie zaczynam, ani lubię dysput. Nikogo nigdy nie nawróciły.
— Racja, ciotka zaczęła! — zawołał hrabia. — Ja wyznaję zasadę: Gedanken sind zollfrei.