Strona:PL Maria Rodziewiczówna - Ragnarök.djvu/38

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Różańca nie odmawiam, ale mam masę pilnych spraw sądowych, i nie czekaj na artykuły. Mam dosyć słów, trzeba czynów.
Chciałem z nim pogadać, ale mi ten ksiądz zawadzał, a siedział jak domowy, więc poszedłem, klnąc. Sfiksował chłop. A szkoda. Bestja zdolna, ale narwana.. No i darmo pisał. A to byle osłom płać za brednie!
Opolski, zaciekawiony, w parę dni potem poszedł sam do oficyny pałacu ordynackiego. Zastał Niemirycza samego przy pracy.
— Bój się Boga, człowieku, że ty możesz ślęczeć tak nad stemplowym papierem w czerwcu!? Toć człowiek jest tylko zdolny spać cały dzień, a cały wieczór i noc włóczyć się z gwiazdami nad sobą i obok siebie. Ty masz bzika.
— Może być — odparł spokojnie Niemirycz. — Każdy go ma na jakimś punkcie i uznaje za normalnych tych tylko, co mają z nim wspólnego. Gdybym się z tobą włóczył po ogródkach zamiejskich w towarzystwie dam, powiedziałbyś: Tęgi chłop!
— Alboż to nie jest racja życia i najmędrsza filozofja Salomonowa: „Wstań, piękna moja synogarlico, i pójdź“? Wokoło lato, w sercu młodość, w głowie wino miłości! Dobrze żyć!
Spojrzał na niego Niemirycz, odsunął papiery i rzekł:
— Masz słuszność. Popęd szału, reprodukcja, dowodzi siły, zdrowia i bezustannej żywotności natury. Odradza się przyroda i wielka jest w swej mądrości, kiedy tę czynność monotonną, prozaiczną, zwykłą potrafi przez miljony lat utrzymać w ludziach, okrasić poezją, zapałem, zaślepieniem, że im się nie