Strona:PL Maria Rodziewiczówna - Ragnarök.djvu/250

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Więc pan z tego wyciąga wniosek, że nauka jest szkodliwa. Niech wszyscy będą głupi! — oburzył się ktoś.
— Żadnego nie wyciągam wniosku. Przyznaję, że wszystko jest najlepsze na tym najlepszym ze światów: i system szkolny, i pęd do lekkiego życia, i wstręt do pracy, i wstyd niższego stanowiska, i dążenie do dobrobytu i renty, i nawet przestępstwo Dojniaka. Wszystko jest dobre, bo cała ludkość tak żyje, taki ustrój zbudowała, w tym kierunku idzie dalej. Tak jest wygodnie, wszystko ułożone i obmyślane, niech tak trwa, bo większości dogadza.
— Jackowski, mam u ciebie honorarjum za te artykuły, coś to nie chciał oddać memu księdzu. Ofiarowuję całość na wpisy. W swoim czasie korzystałem ze stypendjum. Otrzymałem ogółem zasiłku na nauki okołu czterystu rubli. Gdym zaczął zarabiać, zwróciłem ten dług. Oto macie kwity. Oddałem całą sumę na te wpisy. Myślę, że gdyby każdy stypendysta podobnie uczynił, mniejbyście mieli w tej chwili kłopotu. Ale że co rok rozlega się lament, to tylko dowód, że takich Dojniaków wielu się wychowuje. A kto temu winien, nie warto badać, bo od tego myślenia dostaniemy zawrotu głowy, jak gdy się spojrzy w przepaść dymiącego krateru. Ludzie jednak na stokach wulkanu hodują kwiaty i wino, można o nim zapomnieć i oswoić się!...
Pożegnał ich i wyszedł. Deszcz siekący twarz i wicher nie usposabiał do spaceru, a w biurze, z powodu niedzieli, nie było roboty. Wrócił więc do domu, otworzył dawno nieruszane pianino i począł przypominać dawno słyszane melodje.