Strona:PL Maria Rodziewiczówna - Ragnarök.djvu/216

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

dencarz, emeryt, utrzymywał w porządku salony i usługiwał Niemiryczowi, a że go znał z dawnych czasów, zaraz pierwszego wieczora rozgadał się i wypowiedział swe arystokratyczne oburzenie:
— Pan będzie łaskaw, wychodząc, drzwi od ganku na klucz zamykać, żeby tu ta szarańcza nie nalazła. Niech sobie ogrodnik cierpi od nich, ja pałacu nie dam. To, panie, mole są, persaki, pluskwy!
— Kto taki?
— Ano, te komisarze. To, panie, chleb hrabski je, na hrabskiem się bogaci, panoszy, a myśli pan, że to wdzięczne, przychylne, staranne? To wrogi, panie! Starzy to choć tylko myślą okraść, a młodzi toby rznęli. I zaco? Raz tu banda takich młodzików naszła pałac, kiedym wietrzył salony, to już nie mówię o piasku i śmieciu, co nanieśli, o papierosach, co rzucali na posadzki, ale co to się nadrwili z portretów w jadalni, co się naszydzili ze starych mebli w sypialni, co się naodgrażali i na bronzy, i na srebra, i na zbroje. Taka złość i mściwość ich trzęsła, że aż cierpliwość straciłem i zapowiedziałem nazajutrz rządcy, że jak się takie najście powtórzy, doniosę hrabiemu. To odtąd już nie śmieją nachodzić, ale mnie znienawidzili. I zaco, panie? Wszystkoć mają, wszędzie łażą; toć i jedzą, i piją, i ubierają się, i uczą, i bawią. Wszystko ze grafskie. Toć jak ja z hrabią zagranicą byłem, w Niemczech, tośmy też zwiedzali takie pałace — różni ludzie zwiedzają — to tam każdy wejdzie jak do kościoła, kapelusz zdejmie, wszystko obejrzy z zajęciem i uszanowaniem, i pochwali obraz, i rzeźbę, i meble. A drugi to sobie co i przerysuje, i zapisze, a czego nie rozumie, to kredencarza o wyjaśnienie poprosi grzecznie i cieszy się, że ma w kraju co drogiego i pięknego, i że