Strona:PL Maria Rodziewiczówna - Ragnarök.djvu/198

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Finansowo nietęga partja. Siedzi w Paryżu, uczepiony w naszej ambasadzie i spłukał się na giełdzie. Ale aljanse ma świetne i ogromnie elegancki. Bicheta tak zakochana, że anibym przypuszczał w niej tyle temperamentu. Alfred daje trzykroć posagu. Przez patrjotyzm robią wyprawę w Warszawie, wyobraź pan sobie!
— Byle tylko te trzykroć nie wyszło z kraju na giełdę do Paryża.
Hrabia Franciszek ruszył brwiami i ramionami z zupełną obojętnością i lekceważeniem. Wrócił do kwestji, która go zawsze najżywiej zajmowała:
— No, a jakże tam Andrzej? Kobietek próbował? Co? Trafiło się coś extra?
— Niewiele. Mieliśmy towarzystwo, które ten sport traktowało humorystycznie. Kto tylko się tem zajął, był ośmieszony.
— No, chyba nie pan?
— Właśnie na sobie doświadczyłem drwin, niestety. Zresztą bywaliśmy zwykle tak wytrenowani turystyką, że wieczorem jedliśmy jak tragarze, a spaliśmy jak posłańcy.
— Trzeba przyznać, sądząc z fotografji, że Andrzejowi to posłużyło. Zmężniał, wyprostował się, może nawet trochę sprostaczał, ale to mu przejdzie. No, a jakaż tam była kobieta z wami? Serjo, niech pan opowie, zadurzył się Andrzej? Na grubo szedł flirt? Co to za jedna? Ładna, smaczna?
Niemirycz się uśmiechnął.
— Tyle naraz mam opowiedzieć. Nie uważałem, żeby się hrabia Andrzej durzył. Co do flirtu, mam tu z sobą naszą grupę, osądzi hrabia sam, czy mógł „grubo iść“. Jest to córka inżyniera wynalazcy, bardzo znanego