Przejdź do zawartości

Strona:PL Maria Rodziewiczówna - Lato leśnych ludzi.djvu/244

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

mawiał modlitwy, a gdy skończył, spojrzeli wszyscy na Rosomaka.
— A on tak mówić począł:
Pozdrawiamy cię i cześć ci niesiem, przodowniku nasz, któryś boju dokonał.
Nie zmarłeś przecie i nie milczysz, a my słyszymy twe hasło i raport, bośmy jednej broni i powołania. Mówisz nam te słowa same, które przez wieki mówili ci, co legli na polach chwały, imienne wodze i bezimienne tysiące, a jednakie, jednej idei bojowniki.
Mówisz nam: Bóg, Honor, Ojczyzna!
Mówisz nam: Słodki jest dla Polski zgon!
Mówisz nam: Bóg mi powierzył honor Polaków jemu go oddam!
Ze wszystkich rubieży Rzeczpospolitej, ze wszystkich walk o wolność i całość, przez wszystkie wieki, jedno hasło słyszymy, panie Chorąży, i powtarzamy jako pacierz ojczysty.
Stanie tu twoja mogiła jako graniczny kopiec i jako gród do straży i obrony. Utrzymamy go póki życie i oddamy następnej po nas młodzieży!
Mówisz i do nich, panie Chorąży, i jako my, oni słyszą.
— Słyszymy! — potwierdzili chłopcy.
— Zlecamy wam tedy tę mogiłę — zwrócił się do nich. — W Bogu wiara, że danem wam będzie doczekać chwili sprawiedliwości Bożej i że oczy wasze ujrzą na tej ziemi polski huf i polski znak na sztanda-