Strona:PL Maria Rodziewiczówna - Lato leśnych ludzi.djvu/160

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

w dziób, znosiła na ziemię i kładła łapkami do góry. Leżały spokojnie na grzbiecie, aż zniosła ostatnie. Wtedy każde odwróciła na łapki — i poszły za nią — sznurkiem — do wody.
Nikt mu nie zaprzeczył, a Coto jął się napierać, żeby go Pantera zaraz do gniazda prowadził.
— W niedzielę pójdziemy. A teraz, Pantero, chatnim ładem się zajmij, bo Żuraw wróci dobrze w nocy. Zresztą on już swój miesiąc odsłużył. Na ciebie kolej. — Pantera obładował się rybami i ruszył do chaty pośpiewując:

Oj dej dy dy oj dydy,
Zagnali mnie do bidy!
Oj do bidy, do jakiej.
Dali łatać przetaki.

Bujne wyprawy, wałęga po puszczy, cudaczne łowy i pomysły — wszystko trzeba było przerwać, zaprządz się do orki domowego gospodarstwa — na cały długi miesiąc.
Przez chwilę osowiały był Pantera, potem — coś sobie wymyślił na pociechę, bo zaczął pogwizdywać i uśmiechać się do siebie i zabrał się do roboty z wielkim rozmachem.