Przejdź do zawartości

Strona:PL Maria Rodziewiczówna - Lato leśnych ludzi.djvu/119

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

A Żuraw popatrzał — i dał chłopcu z zapasu inną parę.
— Zostaniesz boso, żmija cię utnie i będę miał kram z leczeniem! — zdecydował.
Arcydzieło zostało wyrzucone za płot.
Wypucowali się, przebrali, zjedli śniadanie i poszli wszyscy pod krzyż. Rosomak odmówił pacierze, odśpiewali „Kto się w opiekę“.
Coto był przejęty ceremonią i zgorszony, że go Pantera wciąż trącał i oczami pokazywał skrzynkę lęgową ptasią, zawieszoną wysoko na brzozie.
Ledwie skończyli, Pantera krzyknął:
— Wodzu, dudek jest w tej skrzynce.
— Widziałeś?
— A jakże. Jakeśmy śpiewali: „Ciebie on z łowczych obieży wyzuje“, to łeb wysadził i czub nastawił, taki ufny! Pokazywałem Cotowi, ale nie zrozumiał, że kolegę tam ma!
— A jak się nazywa dudek po łacinie? — spytał Coto.
— Pewnie Coto vulgaris.
— Radzę ci nie cytować łaciny, bo Pantera cię przezwie i tak zostanie! — zaśmiał się Rosomak, patrząc z radością na brzozę.
To już znowu nowy mieszkaniec skrzynek, który? — Zaczął liczyć: — pierwsze osiadły wszędobylskie sikory: bogatka, modra i uboga — potem czarne muchołówki, krętogłów, następnie szpaki, dzięcioły, dudek siódmy.
— Ósme szerszenie, dziewiąte rude myszy — cytował Pantera — no i my w naszej skrzynce! Dziesięć osadników w puszczy.