Strona:PL Maria Rodziewiczówna - Lato leśnych ludzi.djvu/117

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

nowny Kluk kanonik. — Pozdejmował całe urządzenie — zajrzał do alkierza.
— Pantera prysnął na nową wyprawę, figiel spłatawszy! Bądź gotów na to, że to nie ostatni i wypleniaj lęk.
Wyszli na podsień chaty i usiadłszy na podwalinie ozuli chodaki. Świat był ledwie perłowy, a głębie przesycone rosą i ciche. Ruszyli ścieżynami niewidocznemi a mówili szeptem, nie śmiejąc ciszy mącić. Rosę, moc powietrza i słowa Rosomaka wchłaniał w swą młodą duszę Coto.