Strona:PL Maria Rodziewiczówna - Lato leśnych ludzi.djvu/096

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Kiedy matka mi nie dała pieniędzy.
— To sobie na drogę zapracuj.
— Gdzie, jak?
— A ot. Ryby nałów, ususz, norbę naładuj i sprzedaj. Albo wyszukaj gniazdo remiza, strzyżyka lub czyża. Wódz mówił, że to można sprzedać do kolekcyi. Jabym na twojem miejscu i tygodnia nie zwlekał. Za czem człowiekowi tęskno, to trzeba dostać. A zresztą możesz i „na gapę“ pod ławką w wagonie jechać. Żydzi tak robią dla miłości rubla, to i ty możesz przez miłość dla kobiety.
Coto umilkł. Wszystkie te sposoby nie trafiały mu jakoś do gustu.
— Żebym ja mógł pożyczyć pieniędzy na drogę, bąknął.
— Hm! odparł Pantera. A skądże oddasz?
— Mama musi mi dać.
— Na podroż do ukochanej? Toby ci odrazu w Warszawie dała, zamiast tu przysyłać, żeby chciała twym amorom dogadzać. Na taki interes nikt ci nie pożyczy. Całkiem bieda, rekrucie Coto. Zamiast takiej pożyczki oszukańczej, to jest szczerzej i prawdziwiej, zaczaj się w nocy przy trakcie i obedrzej słabszego i głupszego. Albo stań pod kościołem i lamentuj: litościwe osoby choć grosik dla poratowania zranionego serca!
— Pantera żartuje, drwi ze mnie!
— Co zaś! Jakbym w twej desperacyi był, tobym tak zrobił.
Tu Rosomak, czując potrzebę interwencyi, rozsu-