Strona:PL Maria Rodziewiczówna - Hrywda.djvu/266

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Szuka sobie dziewczyny! — mówili bracia. — Aż raz zastał go ojciec w karczmie pijanym do nieprzytomności i obił. Chłopiec do nóg padał w pokorze, ale w kilka dni potem znowu się upił.
Zaczęły się tedy peryodyczne ojcowskie egzekucye u Huców. Karpina ogłupiał, osowiał, często zhulany zasypiał nad robotą. Stał nad pochyłością, po której człowiek się stacza do upodlenia.
Nie znajdując rady, poszedł stary do pana.
— Niema chłopca, niema! — powtarzał, opowiedziawszy rzecz całą — łajdak się zrobił, pijak, hultaj! Niech go pan ze służby wypisze — bo ja bił, bił, ano prędko zabiję, a on codzień gorszy!
Pan sprawę wziął do serca, bo lubił bardzo chłopaka.
— Dajcie-no mi go tutaj wieczorem na rozprawę! — rzekł.
Przyszedł Karpina tak zalękły, że się trząsł cały, i odrazu rymnął panu do nóg.
— Cóż, źle z tobą?
— Niech pan bije, bo ja szelma! — przyznał się. — A potem niech mnie pan wypędzi, bo ja do niczego! Pójdę sobie.
— Nie pójdziesz, ale dasz mi słowo, że wódki do ust nie weźmiesz przez miesiąc.