Strona:PL Maria Rodziewiczówna - Hrywda.djvu/228

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Ten rzucił worek i zebrane jabłka, zgubił drąg, opędzał się od suki nogami, a rękami dobywał siekiery zza pasa.
— Aha, ty tutaj, Kiryczek! — krzyknął Huc rozwścieczony — słodkie jabłuszka tobie, nu, to zgorzknieją rychło.
Huź, Służka, huź!
Kiryk siekierę miał już w garści.
— Puść mnie, bo cię zgrabię! — krzyknął.
Już go dopadł Karpina, gdy wyrostek nań siekierę cisnął, a jednocześnie dał desperacki skok i, ścigany przez Służkę, umknął.
Posłyszał jęk Karpiny, zrozumiał, że trafił, i uchodził pełen dumy z dokonanej zemsty.
Gdy żydzi z latarniami dopadli miejsca wypadku, Karpina leżał z rozrąbaną głową, i nawet nie jęczał.
Suka poprzynosiła do jego nóg swe szczenięta, jakby szukając opieki, i wyła żałośnie.
Powstał gwałt okropny, zbudził się cały dwór, pan, pani, Huce wszyscy.
Oblano rannego wodą, i pani obejrzała ranę. Czaszka była całą, ostrze zatrzymało się na niej, rozpłatawszy czoło i głowę.
Bracia klęli okropnie; Przytulanka i Ołenia rwały włosy, wyjąc z płaczu; stary Korniło milczał, i tylko oczami od zgrozy rozszerzonemi patrzał, jak w obraz, w panią.