Strona:PL Maria Rodziewiczówna - Hrywda.djvu/174

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Teraz Szczerbowa podała drużbie czepiec i namitkę. Z rąk jej przyjęła to swacha, zgarnęła włosy Tatiany, ukryła je pod zawój płócienny. Jeszcze wianek zostawiono jej, ale warkoczy już nigdy wstążkami nie zaplecie.
Śpiewano przeciągle:

Kto u nas w końcu stoła stoi,

Sto łokci płótna kroi?
Mateńka to stoi,
Sto łokci płótna kroi.
Mało, mateńko, mało!

Na zawój nie stało!

Swacha wskoczyła na ławkę, czerwona, pijana.

Teraz ja, królowica,
Zrobiła dziewkę mołodycą!

Tańczyła, dziko wykrzykując.
A w tem się opamiętała. Marszałek weselny laską, owiniętą barwinkiem, uderzył o uszak, i donośnie zawołał:

Gdzieś tu jest młodej ojciec,
Prosi młody i młoda o zapomogę.

Ruszyli się Szczerbowie, i każde srebrnego rubla rzuciło na korowaj.
Państwo młodzi, zawsze niemi, pokłonili się nizko, a swacha się odezwała: