Strona:PL Maria Rodziewiczówna - Barbara Tryźnianka.djvu/330

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

po Europie, z cierniem w sercu, i nudą śmiertelną.
Czuł, że jest w nim coś zepsutego, połamanego, coś działającego wadliwie, ale co właściwie szwankowało, tego wyczuć nie umiał. Jednakże takie ludzkie wnętrze stokroć bardziej skomplikowane od samochodu, powinien człowiek je znać, a nic nie rozumie!
Tu Tomka porwała złość do zmarłego. Po co mu głowę zawrócił tem człowieczeństwem, i jakieś nadzieje w nim pokładał.
Niech dyabli wszystko porwą im dalej, tem głupsze ma myśli i wróble mu się lęgną w głowie. Jak go hrabia wygoni, nic więcej robić nie będzie. Głupi był interes z portretami i z Malecką, gałgański z Remiszem, podły z Żeraniem, a koroną idyotyzmu hrabina. Po co ma czekać rozprawy z hrabią, idzie do willi, i sam dziękuje za posadę. Szoferów nie brak, a on ma dosyć tej imprezy.
Zerwał się i zawrócił z powrotem, całą drogę buntował się w tym kierunku i gdy stanął w swym pokoju, zaczął manatki z pasyą wrzucać do kuferka i zameldował się hrabinie.
Wyszła do niego blada, mizerna, jak po ciężkiej chorobie, i bezdźwięcznym głosem spytała, czego potrzebuje.
— Dokumentów i uwolnienia — chciał powiedzieć, ale powiedział, jąkając się: