Strona:PL Maria Rodziewiczówna - Barbara Tryźnianka.djvu/278

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

dzi kark kręci w moim nowym fachu. Ale mam dla Żerania najlepszą opiekę — opowiem pani, kto jest Wacałek, i zostawię w pani ręku niezawodne na jego staranie i wierność czary. Zresztą za lat parę i chłopcy dorosną.
Szli chwilę milcząc. Malecka zaturbowana, chmurna, on podrażniony.
— Mam tu do pana list od Zuzi! — rzekła.
— A Kret żyje? — spytał, chowając do kieszeni kopertę.
Te dwie istoty szły zawsze w parze w jego pamięci.
— Żyje — chciałam go panu przywieźć, ale dobrze, żem się rozmyśliła.
— Pewnie — nie mnie posiadać coś własnego przy sobie.
— I choć to pana pewnie urazi — i tej własności nie byłoby bardzo pewnie przy panu.
— No, jak dotychczas, mam lokatę u pani — zaśmiał się.
— Ja sobie to porachuję potem.
— Ejże — pani jeszcze wierzy w stryjowskie miliony! Bezpieczniej będzie liczyć, że na Zagajach wartość ziemi rośnie.
— Ja też się nie lękam straty, ale od przybytku głowa nie zaboli.
Wracali do dworku; obejrzała jeszcze cegielnię, krowy — słuchała jego wyjaśnień i planów.
— Jakiby z pana mógł być gospodarz