Strona:PL Maria Rodziewiczówna - Barbara Tryźnianka.djvu/274

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Więc już tam o mnie i słuch zginął? Psów na mnie nie wieszają?
— Obraziłeś raz ostatni, żeś nie był na weselu. Powinieneś był drużbować siostrze. Matka na to konto łez wylała, ale zresztą, odsapnęli po tobie. Może masz do nich jakie polecenie?
— Ja! — ruszył ramionami pogardliwie i w tej chwili, widząc, że szwajcar hotelowy wynosi torbeczkę hrabiny, zajął się maszyną i dodał szybko:
— Może doktór powiedzieć matce, że żyję — jeśli jej to zrobi przyjemność, ale że Szur w Zagajach nie będzie, chociaż to może jej zrobi przykrość.
Hrabina wsiadła do samochodu, doktór stał na chodniku, zapatrzony, i głową szyderczo chwiał.
— Oj! — złamiesz ty kark na tym samochodzie — zamruczał, gdy powóz pomknął.



∗                         ∗

Pokończywszy jesienne siewy i wykopawszy kartofle — Malecka wybrała się w podróż i pewnego słotnego popołudnia zjawiła się w Żeraniu.
Hanka przywitała ją radośnie, stara Remiszowa ze łzami rozczulenia, i zaczęły się długie opowiadania o przeżytych ciężkich latach.
Bystre oczy Maleckiej zlustrowały po dro-