Strona:PL Maria Rodziewiczówna - Barbara Tryźnianka.djvu/265

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

zanim szofera pan hrabia dostanie — mogę służyć. Jestem niedaleko — w Żeraniu dozorcą i na zawołanie się stawię. Świadectw nie mam innych, tylko atestat ze szkoły.
— Ach, tak, — a co to jest Żerań, czyje to? Nie słyszałem.
— Mały folwarczek pod miasteczkiem.
Hrabia wydobył notatnik, wraził monokl w oko, grezmolił i mówił urywano.
— Folwarczek — co tam płacą — mizerę — jak się nazywacie? Rzucić tamtą robotę.
— Gozdawa się nazywam. Teraz przyjąć propozycyi nie mogę.
— Zabawię tu kilka tygodni. Trzeba przyjść chociaż na dniówkę — samochód opatrzeć. — Potem się namyślicie — sądzę. Pawle, pokaż, gdzie garaż, i potraktuj winem Gozdawę!
Tak się odbyło zapoznanie Tomka ze Stradyniem. Odmówił poczęstunku w kredensie, ale rozmówił się z lokajem i zwiedził dwór. Wstąpił do gorzelni, do mleczarni, na folwark, obejrzał młyn i wrócił wieczorem do Żerania, gdzie przy wieczerzy nastąpiło poznanie bliższe z chłopcami.
— Pójdziemy jutro wszyscy do koniczyny! — rzekł.
— Ale czy my potrafimy kosić — zaniepokoili się, choć oczy im się śmiały do ruchu i roboty.
— Trzeba się uczyć. Ja też niewiele sobie