Strona:PL Maria Rodziewiczówna - Barbara Tryźnianka.djvu/243

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Było pusto w kuchni — ludzie wszyscy byli u wieczornego »obrządku« — Hanka sama pilnowała gotującej się wieczerzy.
Wszedł — spojrzała nań badawczo, ukłonił się bez słowa.
— Służby szukacie? — spytała.
— Tak — to mój paszport.
Gdy czytała — patrzał na nią jakby ze strachem, z niepokojem — śledził na twarzy wrażenie.
Ale kobieta oddała mu papier obojętnie.
— Nie macie żadnego świadectwa?
— Mam — od pani Maleckiej rzekł z większą pewnością.
— Od pani Anny Maleckiej? Gdzie teraz mieszka? Co porabia?
— Majątek ma pod Warszawą.
Hanka wzięła wielki arkusz, zapisany dość niewprawnem pismem — i poszła z tem do matki.
— Ten człowiek ma świadectwo od pani Maleckiej, mamo.
— To go przyjmij. Malecka fałszu nie napisze. To on ją zna! Rozpytaj, jak się miewa. Ugość go i zatrzymaj. Ona się zna na ludziach. Przeczytaj.
I Hanka przeczytała:
»Zaświadczam, że wszelką służbę, której się podejmie okaziciel niniejszego, Tomasz Gozda-