Strona:PL Maria Rodziewiczówna - Barbara Tryźnianka.djvu/229

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

»Nie czynię panu wyrzutów, że pan kocha pannę Irenę — i jestem pewny, że będzie z panem szczęśliwsza, niż ze mną. Jesteście siebie godni, i usuwam się z jej drogi, żeby przezemnie nie miała przykrości. Moja rodzina będzie pewnie miała do mnie żal, ale każdy człowiek może raz w życiu uczynić coś osobiście dla siebie, a ja dotąd im tylko służyłem. Polecam pannę Irenę pana opiece — spokojny — że wspomni mnie zato życzliwie. Łączę Was oboje w ostatniej myśli i pożegnaniu.

Antoni Remisz«.

Tomkowi poczęły zęby klekotać i cały się trząsł, gdy ogarnięty grozą i strachem — wypadł na schody i na ulicę. Popędził prosto do młyna — i zbudził Augusta Szura. Z przyszłym szwagrem był zdaleka i od wyjazdu Terki i matki prawie się nie widzieli, więc Szur odrazu się zerwał, przewidując jakąś złą wieść...
— Co się stało. Może panna Teresa chora!
— Gdzie Remisz?
— Toć ledwie siódma — pewnie u siebie.
— Był w czoraj?
— Nie — bo przecie wczoraj było święto.
— Chodźmy do niego!
— Po co?
Tu się Tomek zawahał — nie mógł powiedzieć prawdy.