Strona:PL Maria Rodziewiczówna - Barbara Tryźnianka.djvu/210

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— A baby boją się roboty — gorzej, niż śmierci! Szkoda, że się nie urodziły Habsburgami.
— Trzeba ich ratować!
— Od czego? Od lenistwa i głupoty!
— Żeby pan napisał jedno słowo do Maleckiej. Dwór w Zagajach stoi pustką. Mogłyby tam wrócić.
— Tfu! — splunął. — Więc jakem chciał ich tu mieć — i utrzymywać — to matka wolała być na łasce brata — bo tam jest pałac — a teraz gotowa siedzieć na łasce Maleckiej!
— Nie — to ja tak obmyśliłam — dla Terki. Pan Strażyc niedaleko — a tam żywej duszy nie widuje — i doprawdy gotowa zrobić un coup de tête — przyjechać tu — wydać się za tego młynarza. Pani tego nie przeżyje!
— Et! Panna Deniska w braku własnych — fikcyjne romanse przeżywa w głowie. Strażyc się z Terką nie ożeni — ale jak ona wyjdzie za młynarza — to postara się z nią mieć romans.
— One są bardzo, bardzo nieszczęśliwe! — Deniska zaczęła naprawdę płakać.
Popatrzał na nią z oburzeniem:
— Panna Deniska przedewszystkiem nie ma, widzę, pojęcia, co jest nieszczęście.
— Pan Tomas — nie ma serca ani litości.
— Nie mam — i mieć nie pragnę. Terka złapie tego głupca młynarza, będzie się stroić