Strona:PL Maria Rodziewiczówna - Barbara Tryźnianka.djvu/209

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ze stróżem odnalazł Motylską — i wieczorem adres Tomka znała już Deniska. Nazajutrz jeszcze spał, gdy przydreptała, i czatowała za drzwiami.
Gdy ją ujrzał, odrazu udał oburzenie — i po swojemu zagadnął.
— U któregoż to z moich sąsiadów, kawalerów, nocowała panna Deniska?
Ale poczciwa »zagajska tapeta«, jak ją nazywał, patrzała nań z iście macierzyńskiem rozczuleniem i może nawet nie dosłyszała zapytania.
— Tak się lękałam, tak byłam niespokojna o monsieur Tomas. Sny miałam takie złe — bo mizerny jest — pewnie chorował.
— I miksturki nie mogła panna Deniska administrować. No, kiedy już mnie wyszperała — to proszę do pokoju. Cóż panna Deniska porabia?
— Mam demi-place u Skorupskich — mieszkanie i wikt za lekcye czworgu dzieciom i dwie godziny na pensyi. Mnie dobrze, ale biedna pani i Terka. Bardzo im ciężko.
— A cóż im brakuje?
— Kat jest ten niby brat. Każe pani rano wstawać — wydawać ze spiżami, robić herbatę — a Terka musi sobie sama reparować bieliznę, cerować pończochy — w domu ścierać kurze... Pani tego nie przeżyje, a Terka pisze, że ucieknie. Będzie straszny skandal.