Strona:PL Maria Rodziewiczówna - Barbara Tryźnianka.djvu/205

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Ano — tak. Ale przecie nie dla mnie, tylko dla niej.
Kobieta odebrała dziecku pieniądze i położyła na stoliku.
— Dziękuję panu. Chciałam panu za tamto się odpłacić — a nie przysłałam jej żebrać. Może panu co połatać, pocerować, poszyć, uprać!
— Jak pani tak się gwałtem chce, to proszę moją garderobę przejrzeć — ale ja też wsparcia nie potrzebuję. Pani, widzę — udaje wielki dobrobyt.
— Mam robotę.
— I z wielkich dostatków włosy pani sprzedaje — a na Gwiazdkę — mała spodziewa się braciszka.
Kobieta zarumieniła się — w milczeniu sprzątała graty w pokoju, zbierała porozrzucane ubranie i bieliznę. Tomek począł gwizdać ze złości.
— Zawsze pani mieszka na Tamce?
— Nie. Teraz mieszkam na Nowym Świecie. Znalazłam taniej.
— Toci musi być komfort..
— Proszę pana, przedemną tam ludzie mieszkali i po mnie będą. Zdrowa jestem. Człowiek może dużo wytrzymać.
— No, no — przyjdę obejrzeć ten apartament. Wziąłem przecie po mężu pani sukcesyę u Puńkowskiego.
— Kotkę mamy i troje kociątek! — zaszcze-