Strona:PL Maria Rodziewiczówna - Barbara Tryźnianka.djvu/192

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

włók i cegielnia w tem. Siostra najstarsza za mąż poszła — ale też owdowiała i wróciła do mamy. Dwóch braci małych trzeba uczyć — więc tak — nie mogę sobie dużo zostawić.
— I narzeczona musi czekać!
— O! ona taka dobra! — szepnął chłopak. — Ona też pracuje — w biurze — niema rodziców — mieszka przy bracie żonatym.
— Czy pan pisze powieści — że tu tyle tej bibuły.
— Nie — skądże! Przepisuję wieczorami — dla siebie. Nie wystarczyłbym bez dodatkowej roboty. A za ten pokój prowadzę meldunki w kamienicy — i jeszcze na mieście mam zajęcie: — rachunki w dwóch sklepach.
Tomek spojrzał z podziwem na niepozornego człeczynę. Remisz zakrzątnął się w kącie, gdzie na piecyku miał swe całe gospodarstwo, i po chwili podał gościowi herbatę. Widocznie był uhonorowany odwiedzinami — i znajomością z takim eleganckim panem. W oczach jego widać było zachwyt i uradowanie.
— Czy pan zna panią Malecką? — zagadnął Tomek.
— A jakże! To bardzo zacna kobieta. Jej mąż był sędzią u nas, ale umarł już temu dziesięć lat. Mieszkała w miasteczku — niedaleko naszego Żerania, ale podobno gdzieś się wyniosła. Ja w domu już dwa lata nie byłem — bo choć mam płatny urlop, ale coś sobie na ten