Strona:PL Maria Rodziewiczówna - Barbara Tryźnianka.djvu/191

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

pracę. То go zajęło czas jakiś — wreszcie zdecydował się złożyć swą ofertę — ale nim napisał — już mu się odechciało. Potem napadła go pasya czytania. Leżał po całych dniach i pożerał tomy po tomach. Następnie przyszła pasya do teatru — następnie sprawienia nowej garderoby, wreszcie powrócił do bilardu. Szura nie było — ale w kawiarni, gdzie spędzał wieczory, spotykał Remisza — i tak jakoś nieznacznie zaczęli ze sobą rozmawiać i bardzo nieśmiało Remisz go do siebie zaprosił.
Mieszkał лу jednym pokoju — na trzeciem piętrze w oficynie. Zimno było, ubogo i pusto.
Nad stołem, zawalonym papierami — wisiały dwie fotografie — starej kobiety i młodej.
— To moja matka.
— A to siostra? — dodał Tomek.
— Nie — to narzeczona! — odparł Remisz cicho i zaczerwienił się.
— Fiu — fiu! Masz pan gust i szczęście.
Remisz oczy spuścił i milczał.
— Ale pan chyba kapitały składa. Ten apartamet drogo nie kosztuje — a pan przecie musi dobrze być płatnym u Szura.
— Owszem — tylko że do domu dużo trzeba.
— Aha — rodzina! — zaśmiał się Tomek.
— A tak — czworo nas zostało po śmierci ojca. Mająteczek mamy — niewielki — pięć