Strona:PL Maria Rodziewiczówna - Barbara Tryźnianka.djvu/188

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Józef — bogaty, bezdzietny wdowiec — a na radzie familijnej — po pogrzebie — cała rodzina stanęła po stronie Władka, Tomek zaś obrzucony krytyką i naganą — tak się rozwścieklił, że nagadawszy im impertynencyi — zakończył tem, że cisnął im w oczy zrzeczenie się swej części ojcowizny — na rzecz Terki — i wyszedł z domu, trzaskając drzwiami. Trzy dni wałęsał się po mieście — nocując w hotelu — potem oprzytomniał z pasyi — obrachował swe fundusze — i poszedł do mieszkania rodziców. Zastał robotników przewozowej firmy, pakujących rzeczy — i Deniskę.
Dowiedział się, że matka jest w lecznicy — i Terka przy niej — że jest zdrowsza i zapewne prędko wyjedzie do brata — że meble też tam przewożą, że pani Feliksowa ani chce wiedzieć o rozstaniu z córką — więc nauka Terki zapewne będzie już skończona z tej racyi — i że Deniska — też z niemi jedzie.
— Pani pytała o pana! — rzekła wreszcie Francuska, patrząc pytająco na Tomka — żeby pan chciał — tobym przygotowała do widzenia.
— A po co — jestem już — ojcobójcą — jeszcze się matce pogorszy po mojej wizycie — to mnie te stare pierniki okrzyczą matkobójcą. Przyszedłem po graty.
— A co pan zamierza robić? — spytała nieśmiało.