Strona:PL Maria Rodziewiczówna - Barbara Tryźnianka.djvu/173

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Со się stało? Panna Deniska może za mąż idzie?
— Quelle idée! Tylko na tych spacerach o południu z Terką spotykają jakiegoś młodego człowieka. Terka mówi, że to pana znajomy. On się kłania, rozmawiają ze sobą — on jej daje kwiaty, książki...
— Szwab na seryo się złapał! — pomyślał Tomek.
— Si c’est un garçon convenable... — mówiła dalej Deniska — powinien go pan do domu wprowadzić — bo tak na ulicy — znajomość — to nie wypada. Ja nie chcę martwić pani — niepokoić — ale ja mam wyrzuty sumienia.
— Pojutrze wyjeżdża, więc się to samo skończy i sumienie panny Deniski się uspokoi.
— Ach, mon Dieu, — jak to dobrze, żem z panem pomówiła! Pani nie potrzebuję niepokoić. Jaki pan rozumny, jaki dobry do rady — zachwycała się, składając ręce.
— To bajeczne — moje powodzenie u wszystkich starych bab, koczkodanów! — pomyślał Tomek.
Szur zaprosił go na pożegnalny bankiet, prawie przepraszając, że musiał też zaprosić Remisza i że przyjęcie odbędzie się w domu, bo choć starzy na niem nie będą — matka chciała koniecznie wystąpić z delikatesami własnego wyrobu.