Strona:PL Maria Rodziewiczówna - Barbara Tryźnianka.djvu/125

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Chociażby na rok.
Malecka spuściła oczy i milczała.
— Mięknie baba — pomyślał pan Feliks.
— A pan zupełnie pewny — że za rok otrzyma spadek — ozwała się powoli.
— Najniezawodniej.
Tomek, który był wszedł do pokoju, zbliżył się do łóżka i rzekł:
— Niezawodnie Zagaje same gwarantują kapitał pani — i stanowią ewikcyą.
— Proszę cię — mój drogi — ja rządzę i wiem, co mówię. Nie mieszaj się! — niecierpliwie fuknął pan Feliks.
— A właśnie ja chciałam panu podać moje warunki! — ozwała się spokojnie Malecka. Pan się już napracował i dosyć nabiedził. Pan teraz niezdrów — potrzebuje spokoju i wypoczynku. Nie mówiąc o sukcessyi — Zagaje obciążone dosyć — i trzeba dobrych sił — żeby podołać. Niech pan wyda plenipotencyę synowi — to już ja z nim się ułożę.
— Pani wybaczy, ale jestem jeszcze właścicielem i dam sobie radę — własną głową. A w każdym razie — mam starszego syna, który ma większe kwalifikacye na plenipotenta.
— Jak pan sobie życzy. To ja tylko na prośbę pana kapitał jeszcze na rok zostawię — jeśli mi pan słowem honoru zaręczy, że z sukcesyi po bracie swoje otrzymam.