Strona:PL Maria Rodziewiczówna - Barbara Tryźnianka.djvu/083

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

do listu — Barbarę Tryźniankę — i wytoczymy jej sprawę — lub skończymy z grubem ustępstwem. Tymczasem chodźmy stąd — późno i trupem tu czuć. Jutro przejrzymy skrzętnie papiery — trafimy na jakiś ślad, wskazówkę. Zresztą, ta niema zna pewnie ową Barbarę Tryźniankę.
Pan Feliks, pokrzepiony na duchu, nabrał mocy, i przeszedł z prostracyi w stan rozdrażnienia. Spojrzał w stronę alkowy i pięścią pogroził:
— Wyrodek, zuchwalec, samolub bezduszny. Nie dam się ukrzywdzić, okraść, wyzuć z mego prawa. Nie dbam o twe groźby i sądy!
Tomek popatrzał nań i skrzywił się z niechęcią. Ale nic nie rzekł, tylko ów nieszczęsny papier schował do kieszeni — i sięgnął po kapelusz. Pan Feliks opamiętał się — i wyszli, zamykając za sobą drzwi.
Na dworze ogarnęło ich ciepło, wiosenne powietrze — ruszyli pieszo wśród willi — ku miastu.
— Co ja do matki napiszę? — mruknął desperacko pan Feliks.
— W każdym razie, nieprawdę! Najlepiej — że formalności ciężkie i długie, i że będziemy zmuszeni być w Paryżu, że pobyt nasz tu się przeciągnie — i że do roku nie można się spodziewać wywindykowania spadku. Matka wieść