Przejdź do zawartości

Strona:PL Maria Rodziewiczówna - Atma.djvu/164

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

pracy i zapłaty, nie dbali o świat cały i jego sprawy.
— Byle zdrowie w ciele i rubel w kieszeni, to morze po kolana! — mówił Miszka.
Wreszcie Własow wstał, przeciągnął się.
— Nu, dzieci — spać! — zakomenderował.
Poszli do baraku. Sklecony był z desek na piasku, wewnątrz nie było nic, tylko ich narzędzia i kożuchy do nakrycia. Rozpalili ognisko od komarów i pokładli się na ziemi. Położył się też Jaworski, pewny, że nie zaśnie z bólu członków i palenia zdartych dłoni. Ale po chwili przestał czuć, cierpieć, niepokoić się, czy jutro zdoła wstać. Zasnął, jak drewno.