Strona:PL Maria Rodziewiczówna - Atma.djvu/106

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Taak? Więc nie posłużyła jej kuracya?
— No, szczególnie ty jej zaszkodziłeś. Jest okropnie roznerwowana. Płacze bezustannie, nie sypia, nie ma apetytu.
— Skądże moja w tem wina?
— Podobno zrobiłeś jej okropną scenę. Wymagałeś, żeby zajmowała się u ciebie nadzorem nad udojem mleka i chowem trzody i drobiu. Zabroniłeś jej widywania matki, zarzucałeś marnotrawstwo i lekkie zachowanie w towarzystwie, no i zwymyślałeś ją... od mecherów.
— Ani jedno nie jest prawdą. Chciałem, żeby zamieszkała ze mną, u mnie; odmówiła... ustąpiłem. Zamieszkam u siebie... sam.
— Chcesz zatem skandalem ją zmusić do twej fantazyi? Chcesz nas pozbawić dobrego imienia. Za wszystko, cośmy dla ciebie uczynili, czem dla ciebie byliśmy! Anielka tego nie przeżyje! Ha no, trudno! Jesteś mężem! Masz prawo i władzę. Musimy ustąpić, ochronić dziecko przed pręgierzem opinii.
Rozłożył desperacko ręce, stęknął i opuścił pokój jako ofiarny, szlachetny ojciec i głowa rodu.
W parę dni potem Adam został wezwany do Warszawy alarmującą depeszą: »Anielka ciężko chora, przyjazd rychły konieczny.«
Znalazł dom pełen doktorów, grobowych min, płaczów, spazmów teściowej i różnych kuzynek, ogólną panikę.
Wola jego i postanowienie rozbiły się wobec