Strona:PL Maria Konopnicka - Cztery nowele.djvu/190

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

żeby tak jakoś koło panny było porządniéj trochę. Ja ino poszoruję statki, to zaraz pójdziemy.
W pół godziny potém były już w aptece.
— Proszę wielmożnéj pani — rzekła Janowa, krygując się i całując rękę pani aptekarzowéj, bardzo wysokiéj, bardzo żółtéj i bardzo chudéj osoby — „rekomanduję” pani nową kuchareczkę...
Pani aptekarzowa miała wzrok krótki, przymrużyła więc oczy i wyciągnęła cienką swoję szyję. Rozpoczęła się indagacya.
— Zkądże to?... U kogo służyła?...
Janowa się zbliżyła, wspięła do ucha pani i z poufałością, cechującą stosunki małomiasteczkowe, zaczęta szeptać.
Ale w téjże chwili pani aptekarzowa odskoczyła, rozstawiwszy przed sobą chude swoje ręce.
— Nie chcę! Nie chcę! Nie chcę!... — mówiła prędko, trzęsąc niemi i cofając się ku drzwiom pokoju.
Janowa wszakże nie ustępowała z placu.
— A wielmożna pani wczoraj mówiła...
— Mówiłam! prawda, że mówiłam! Ale jeszcze nie wiedziałam o niczém. A tu się piękna historya u państwa kasyerów dzisiejszéj nocy stała... Cóż to, Janowa nie wie, że ta Kubisiakówna Walerka okradła ze wszystkiéj bielizny i uciekła?... To Janowa nie słyszała o tém? A przecie się całe miasto trzęsie!
Kobiecina klasnęła w ręce i zaczęła głową kiwać w wielkiém zdumieniu.
— Przypatrzcie się, moi ludzie, co to za złodziejka!
Usłyszawszy ten wyraz, Hanka mimowolnym ru-