Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye serya trzecia 296.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

A gdy się obie zgodnym niosą ruchem,
Gołąbek wzleciał... wąż kręgiem go ściska,
Mieszając pierścień szmaragdowy z puchem
Białej ptaszyny, jak twór bez nazwiska...
A kiedy pragnień porwany wybuchem,
Książe chce wybiedz, cud obaczyć zbliska,
Nim krok postąpił — wszystko jedną chwilką
Znikło, jak gdyby snem to było tylko.

I niedowiarka — o to się założę —
Zmieszałby dziw ten; cóż Kalilbad-hana?
Z płonącą duszą chodził tam, po dworze,
Gdzie znikła para tanecznie świetlana.
I ledwo wtedy rzucił się na łoże,
Gdy kogut opiał świt białego rana;
Wierząc najmocniej, gorączką trawiony,
Że mu cud wielki był dziś objawiony.

Jak człowiek, który w najdroższem spojrzeniu,
Ujrzawszy pierwszy promyk wzajemności,
Chodzi, jak gdyby w sennem osłupieniu,
I żadnej zwykłej nie tknie się czynności,
Czekając, rychło w lubem upojeniu,
Znów mu zabłyśnie błogi świt miłości:
Tak pełen jakiejś rozkosznej niemocy,
Czekał Kalilbad przyjścia drugiej nocy.