Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye serya trzecia 100.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

I dziś oto matka Ukraina
Stepowem echem nie dowoła syna,
I nie doliczy między sokołami
Tego, co latał w zmierzch letni i cichy
Do Perepiaty i Perepiatychy,
I w skrzydła smętny bił nad mogiłami,
Gdzie zorza sina...

A ja — cóż powiem? I jakiemi słowy
Kwiat ci śmiertelny porzucę u głowy,
Kiedym jest sama harfą, co ma tony
Zmieszane z płaczem, i skarg pełne dźwięki,
I nie znam żadnej tak cichej piosenki,
Przez którą mógłbyś błogo być uśpiony
W ten sen grobowy...

Nie porzuciłeś, bracie, dla mogiły
Domu wesela, ani domu siły,
Ale odszedłeś z cichą, białą twarzą
Od chaty, której węgły są ruszone,
I kędy sprzeczne wichry gospodarzą
I sprzeczne siły.

A gdyśmy w chacie tej siedzieli smutni,
Tyś takie struny nawiązał na lutni,
Co wieczną wzruszeń moc nad sercem mają...
Przez pół westchnienia, a przez pół uśmiechy,
Niby to żale i niby pociechy,