Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye seria pierwsza 229.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Ty mi się nie dziw! — ja idę w pomroce
Zwątpień, któremi trują się dziś duchy...
Zdala gdzieś — nikły promyczek migoce,
Lecz wokoło mnie lecą huragany
Tchnień niespokojnych, które w samo słońce
Ciskają strzały swoje pałające,
Zdając się wołać: „zdmuchnę — potem stworzę”.
Ach! od tchnień takich, światełko to boże
Drży — i przygasa, jak płomyk, wydany
Bez żadnych osłon na wiatru podmuchy...
I trzeba wiele wytrwania i siły,
Żeby je w piersiach jak w lampie z kryształu,
Zamknąć — i iść tak w łunach ideału,
Aż do nieznanej mogiły.



∗             ∗


Ty mi się nie dziw! ja stoję na ziemi,
Po której idą tłumami smutnemi
Ludzie, których ja braćmi memi zowię...
Stoję — i patrzę — i płaczę nad niemi,
I gdybym była Bogiem, to każdemu
Dałabym spokój, i światło, i zdrowie.
I myśląc o tej wieczystej wszechmocy,
Którą mi wiara wskazuje w błękicie,
I o tej nędzy, i o łzach tajemnych,
O tych stęsknionych — i smutnych — i sennych,
Dla których śmiercią jest życie;