Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye seria pierwsza 228.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

I tak się zwinąć, jak one, przed cieniem,
I nigdy, nigdy nie przebić spojrzeniem
Tej tajemniczej, gwiaździstej zasłony,
Która drży w ręku Boga od serc bicia,
Z jakiem się do niej zbliżają miliony
Namiętnych duchów, co idą przebojem,
Za żądzy swej niepokojem
I nie chcą — bez walki życia!



∗             ∗


Ty mi się nie dziw! — ja jestem dziecięciem
Wieku, co wyrzekł, że gdyby mu dano
Prawdę, jak gwiazdę jaśniejącą cudem,
Ot tak, gotową, zdjętą prosto z nieba,
Prawdę, krwią jego serca nieoblaną,
I niezdobytą potem, ani łzami;
Onby ją rzucił... bo jemu potrzeba
Iść — i zdobywać, i łamać się z trudem,
Zdumiewać światy śmiałem przedsięwzięciem,
Cofać się — padać — powstawać nanowo,
Drogi swe znaczyć krwawemi śladami,
Konać z tęsknoty czekając na słowo,
Które ma niegdyś z ust całej ludzkości
Dać nazwę świtom przyszłości.



∗             ∗