Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye seria pierwsza 212.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Bez wyroku, i bez sądu...
Ale nędzny, szpetny, siny,
Owinięty w mgieł łachmany,
Chyłkiem pełznąc poprzez pole
Najuboższej gdzieś krainy,
Kędy bladzi wyrobnicy
Noszą, od dnia urodzenia,
Aż do ostatniego tchnienia,
Kainowy znak: „niedola”, —
Zdawna już przepowiadany
Przeczuć ludu smętnem echem,
Łez strumieniem długich deszczy,
Gradem, co jak prorok wieszczy
Srebrne klątwy ciska z nieba,
Głuchym gromem nawałnicy,
I pochodem zbrojnym wód,
Głosem matek przeklinany,
Własnym trawiąc się oddechem,
Idzie bez kawałka chleba —
Głód!

Wygaszoną z łez źrenicą
Blaskom słońca naigrawa
I odsłania swą prawicą
Wszystkie nędze, wszystkie rany,
I szept pokus rzuca w ciszę...
I oskarża ziemię całą,
Że dla żywych jest za małą,