Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye seria pierwsza 181.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Powiew żywszego, szerszego już prądu
Pchnął myśli jego na głębię od brzegu...
Lecz brakło steru, i w błędnym tym biegu,
Nie umiał dostrzedz przystani i lądu.
Czuł, że są wyższe i czystsze uciechy
Nad wrzask pijanej ciżby i muzyki,
Nad wyuzdaną swawolę i śmiechy,
Nad brzęk kieliszków, i klątwy, i krzyki...
Lecz gdzie je znaleść? Ach, gdyby w tym tłumie
Usłyszał jakieś dobre, mądre słowo,
Rzeźwiące rosą myśl jego jałową,
Jakżeby słuchał w poważnej zadumie!
Jakżeby chętnie podzielił się biciem
Serca, stwardniałej dłoni swej uściskiem...
Jakżeby chętnie żył, choć chwilę, życiem,
Wiedzy, i światła, i prac ducha bliskiem...
Stał tak niepewny a wrzawa kipiała.
Przed nim szli ludzie; myślące oblicza
Siła sympatyi jakiejś tajemnicza
Nieraz ku niemu przyjaźnie zwracała...
Z przechodniów owych nie jeden zapewne
Kochał lud, myślał o jego oświacie,
I miał dla niego to uczucie rzewne,
Które obcemu nawet mówi: „bracie“...
Lecz gdzież są drogi, na którychby duchy
Dwóch sfer odmiennych schodziły się społem?
Czyliż zwyczaje, jak więzów łańcuchy,
Każdej z nich ciasnem nie zamknęły kołem!