Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye seria pierwsza 121.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Poemat szczęścia brzmi w powietrza fali;
Wieczór nam daje jakieś tajne hasła;
Słowik piosenką swej lubej się chwali
I znosi puchy kwiatowe do gniazda...
A tam, z błękitów spadająca gwiazda,
Go może była strąconym aniołem,
Leci tuż do nas i nad białem czołem,
Jakby zła wróżba, upadła i zgasła.




X.


Nim dziewczę młode, idąc do kościoła,
Ułamie różę i przypnie u czoła,
Chwilę nad krzakiem zadumane stoi,
Aż się w sumieniu własnem uspokoi:
Zerwie, nie zerwie? Na gałązce jeszcze
Długo żyć może ta różyczka biała,
Którą zielona wiosna wychowała;
Lecz, raz zerwana, umrze. Tak ja pieszczę
Trwożnie jej rączki, jak łabędzie puchy,
I patrzę w łezki, co jej w oczach stoją,
I mówię sobie: „My jesteśmy duchy...
Ta moja, nigdy, och! nie będzie moją!”
A do niej mówię: „Słuchaj, moja miła!
Gdyby już miłość takim grzechem była,