Dumał, i dziwne bezsenne marzenia
Przykuwały go do namiotu wnętrza...
A noc ta klęski, łun pełna, bez cienia,
Wydała mu się od ognia gorętsza,
Od lwa potężniej za piersi szarpiąca,
I taka tęskna, i taka bez końca,
Że padł na łoże zmęczony, omdlały
I czuł, jak w mroku oczy mu pałały.
∗
∗ ∗ |
Wtem gwar się rozległ u wnijścia, i nagle
Purpurowego namiotu zasłona
Wzdęła się, niby wichrem parte żagle...
A legionisty żelazne ramiona
Wepchnęły w ogniach schwyconą Kartagi
Brankę, co jako srebrna nocy strzała,
Którą z błękitów księżyc ciska ziemi,
Błysnęła w cieniach, rąbkami białemi
Kryjąc panieńskie wdzięki swego ciała,
Tak, jak się w listki kryje pączek nagi.
∗
∗ ∗ |
— „Boski Scypionie” — rzekł pretor — „w zdobyczy
Nie wziąłeś części ni w srebrze ni w złocie;
Niechże ten kwiatek ponętny, dziewiczy,
Rozpędza nudy w samotnym namiocie...