Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 8 302.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Wskróś jutrzenkami przez ziemię się rzuci
I starej nocy gmachy precz rozrzuci.

Kościołom Azji pozdrowienia słowo
Do Sardes słałeś i Laodycei...
O, pozdrów kościół, który ma nad głową
Wianki bocianich gniazd w długiej alei,
A strzechę z tarcic bitą, modrzewiową,
A pełen jęków jest i ech zawiei,
A ma smutnego na progu anioła,
Któremu blada gwiazda drży u czoła.

Ten kościół pozdrów, który lipy wsparły,
Chłód roznoszące i cień swój daleki,
I całe nad nim w szumach się rozwarły
Świegotom ptasim i brzękom pasieki.
Mów mu: »I żywy i byłem umarły,
A oto jestem żywiący na wieki.«
I pozdrowienie daj mu tej przyszłości,
Której czekają na polach tych kości.

Gwiazd twoich siedmiu nie chcę tajemnicy,
Ni siedmiu lamp twych, płonących przed Panem,
Ale mi pokaż, jak idą z ciemnicy
Na dzień Łazarze z licem zadumanem.
Ale mnie naucz czytać w błyskawicy
I na kamyku polnym, co jest mianem
Nowem naznaczon, a nikt go nie tyka,
Póki świat nie zna miłości języka.

A gdy tak błagam, to więcej po sobie
Nie mam, jak tylko, że w ducha ucisku
I za dni smętnych żyję i w żałobie,
I tak się tułam, jak wiatr po ściernisku
Pola, zżętego w przed żniw swoich dobie...
O, daj mi przyszłych dni dojrzeć zabłysku,