Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 8 267.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Co na poprzeczkę, łykiem związał żywera
I krzyż przyciągnął. Patrzyliśmy z dziwem.

A już w Horodle biły wszystkie dzwony.
Ogromne jakieś jęki niemilknące,
Przez Bug się niosły, gdzie stały szwadrony
Kozackie, strzegąc przejścia, i tysiące
Ludu... Podole, Wołyń, Ukraina...
A Bug tak wiązał nas, jak wstęga sina...

Na niebie — żeby jeden rąbek chmury!
Nic, tylko toń ta głęboka i modra...
A pod nią cicho klęczące pagóry
I woń ziół polnych, paszących im biodra,
I to głów morze, te fale narodu,
I te szeregi piechoty od wschodu,

Co cały obraz ten, stubarwny, złoty,
Czarną swą linją nagle zamykała,
Rotami stojąc. A pomiędzy roty
Oficerowie, kanoniery, działa
I latające nad tem wszystkiem puchy
Jesienne w słońcu i dzwonów wybuchy.

Tymczasem ołtarz ustawiono polny.
Msza była cicha, jak przed bitwą bywa,
A wiatr się ruszył po trawach podolny,
I zaszeptała ziemia, jak pierś żywa.
Szept po dziewannach, po głogach się szerzył,
Aż wzmógł się, wzleciał, w chorągwie uderzył.

Chorągwie czoła zniżone w pokłonie
Przed Sanctissimum wzniosły. Widok nowy!
Ile ziem, ile województw w Koronie,
W Litwie, na Rusi, tyle nam nad głowy
Proporców szumi! Szumią godła, znaki:
Archanioł, Pogoń, Orły, nasze ptaki