Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 7 230.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Zmordowany jestem, zmęczony jestem.

Chciałbym nie istnieć! (Chwila ciszy)

Jedno ci jeszcze powiem.

Zdawało mi się dawniej, że toczę głazy z własnej mojej woli; toczę, bo toczę. Ale teraz tak nie jest. Teraz wiem, że w pracy mojej jest przymus i rozkaz. Jest konieczność jakaś. Nad moją wolą jest druga, potężniejsza wola. Powiedz sam! Czuć, jak ci ręka czyjaś piersi uciska i do oddechu zmusza. Hę? Co myślisz?

Oddech, ten cię nie boli, nie wiesz o nim, jest tobą. Lecz gdyby cię do każdego tchnienia kto przymuszał? Gdyby obca ci ręka... do takiej rzeczy wnętrznej i cichej, jak oddech... Co myślisz?

Nienawidzę jej!

Właściwie nic może niema. Gdybym choć to wiedzieć mógł, że coś jest! Ale może nic niema. W ciemności widzieć nie można, czy co jest, czy niema. Lecz jeśli niema — nic jest w takim razie. Nic, któremu służę. Nic, które mi rozkazuje. Nic, które jest panem czegoś... Lecz w takim razie ja także chcę być niczem! To proste. To takie proste, jak pałka, którą ci zbój czaszkę rozwala!

PROMETEUSZ.

Skończyłeś?

SYZYF.

Czy myślisz, że rzecz taka skończyć się może? Może się tylko nie zacząć!

PROMETEUSZ.

Największym pocieszycielem jest, kto w ciszy słucha, gdy bolejący ból mu swój powiada. Bogowie mają tę ciszę. Milczenie ich nie jest obojętnością, ale