Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 5 254.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Leżał pastuszek mały, włosów złotem
Nakrywszy piasek, rękoma drobnemi
Rozkrzyżowany, jak orlik, szeroko
W tem polu, krwawem dziecięcą posoką.

Przy nim fujarka i nóż i wierzbowe
Gałązki młode z zastygłą krwi rosą...
Przypadłem z jękiem i martwą mu głowę
Podjąwszy, niosłem tę dziecinę bosą,
By jej mogiłę dać i z mchów posłanie.
A niosąc brzemię to, wołałem: »Panie!...«

I pod krzyż go tam złożyłem wioskowy,
I na pierś drobną upadłem sierocie.
A z krzyża Chrystus poglądał surowy
Z twarzą zczerniałą, z koroną w pozłocie
Blasków zachodnich i zdał mi się krwawić
Pięciu ranami swemi... Nie mógł zbawić,

O, nie mógł zbawić, ziemio, krzyż ten ciebie
I próżna miłość ta i ta ofiara!
Ty jad przekleństwa pożywasz w twym chlebie
I zawsze jesteś pogańska i stara
I nienawiścią żyjesz, a widomy
Twój znak to wilcze plemię i miecz Romy!
............
............
A gdyśmy weszli w las, uderzył we mnie
Płacz bardzo rzewny i kwilenie ciche.
Więc idąc na ten głos w najgęstsze ciemnie,
Ujrzałem w trawie dzieciąteczka liche,
Jak wyciągały wychudłe rączyny
Po kąsek chleba, a ten był — jedyny.

Tak z puchów gniazda dziobeczki pisklęce
Sterczą dokoła z wrzaskliwym szczebiotem,