Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 5 122.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Przeklinająca z daleka i z blizka
Klątwą, co skazi grobowy mir boży,
Czaszka, krzycząca ku progom gdzieś raju:
— Francuzi weszli! Francuzi są w kraju!...

Ale wieczności głębokie jest morze,
A jako perła, duch leży w niem na dnie;
I tak błękitów jest pełne to łoże,
Iż błękitnieje duch, gdy w nie upadnie,
A krwi i ran swych przypomnieć nie może...
Tedy w tę modrość zapadłszy ja, snadnie
Zasnąć znów mogę i spać tak spokojnie,
Jakbym nie wiedział o krzywdzie, o wojnie.

Więc kiedy piaski zczerwieni żar długi,
Gdy słońce piersi obnaży pustyni,
Mgły z nich wypije i wyssie wód strugi,
A świat się wrzący i cichy uczyni,
Do mego grobu niech przyjdzie syn drugi,
Niech do cedrowej nachyli się skrzyni,
A będę-li spał, niech puści mi w uszy
Głos, co me kości podniesie i ruszy.

Wtedy, wśród świerszczów biegania i syku,
Porwie się z próchna i cicho zachrzęści
Kość, już dzwoniąca i wyschła ze szpiku,
I szukać będzie rozpadłych swych części,
I głaz na moim pęknie mogilniku
I obnażone z żył podniosę pięści
I krzyk mi wróci w pierś, jak ptak z wyraju:
— Francuzi weszli! Francuzi są w kraju!...

Lecz anioł, co ma na mogiłach straże,
Przyjdzie i siędzie w wezgłowiu mem, cichy,
I palcem — kościom milczenie nakaże...
A zaś roztuli makowe kielichy