Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 157.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

I będę myśleć, że wzbity w lot ptakiem
Hufiec tak tętni błękitnym twym szlakiem
I krzesze iskry z stalnego kopyta...

Że to nie piorun, nie grom i nie burza,
Ale się w ogniach jutrzenka wynurza
I że dzień jasny nad łany me świta!
....................

Od kolan twoich nie wstanę, o Panie,
Choć archanielskich usłyszę trąb granie
I pozew świata na wielkie twe roki...

Bo myśleć będę, że surmy to moje
Z pól, z lasów biją o niebios podwoje,
Że me żórawie tak krzyczą w obłoki.

I myśleć będę, że organ tak woła
Na senne chaty moje i na sioła,
W kościół je zowąc lipami nakryty...

Że to hejnałem zarannym gdzieś wieża
W serce uśpione mych grodów uderza,
Nad poczerniałe skróś dachy i szczyty.

I myśleć będę, że róg to pastuszy
Siwe me trzody z noclegów gdzieś ruszy,
Że koń spętany da odzew podkową...

Że nad me łany wnet zagrzmi hosanna:
— Zawitaj, Pani i gwiazdo zaranna,
Zawitaj, polnych bławatów królowo!
....................

Od kolan twoich nie wstanę, o Chryste,
Chociaż się dźwigną wskrzeszeńce twe mgliste
Z łoża swych prochów, gdzie wieki przespały.