Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 2 018.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

I zmienia mgliste, wilgotne opary
W srebrne widzenia...
Jakiś świat cichy, promienny i biały,
Wstaje — zaklęty...
Płomień tężeje w przeźrocze kryształy,
A łzy — w djamenty.
Obłok tęsknoty, w puch lekki rozbity,
Przewiał nad głową,
Jak pąk róż białych, rzuconych w błękity
Z rosą perłową...
Skrzydła swe szerzej i wyżej rozwinął,
Wzbił się do góry...
I jako orzeł w dal jasną popłynął
Srebrzysto–pióry
Majestat ciszy usta mi zamyka...
Gdzież wyraz, który
Godnym jest, by mu wtórzyła muzyka
Sennej natury?
O nocy błoga! ty chłodzisz swem tchnieniem
Skroń rozpaloną...
Ty kryjesz żary przed mojem spojrzeniem
Białą zasłoną...
Wszystko, co ziemskie, aż do serca bicia
Uciszasz we mnie
I unoszącym mnie porywom życia
Mówisz: »Daremnie!«
I tak mnie trzymasz, jakby urzeczoną,
W swej srebrnej mocy,
Aż duszę moją ukoisz wzburzoną,
O cicha nocy!


XII.

Kto czuwa ze mną?...
W noc cichą, w noc ciemną,
Gdy zmrok przejrzysty nad ziemią zapada,
Niosąc sny lekkie, z mgły srebrnej utkane,