Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 1 250.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
LIII. BEZ DACHU.


Noc się podniosła, cała w mgłach i bieli,
I srebrnem tchnieniem owiała stolicę
I brylantowych iskier błyskawice
Roztliła w śniegów pościeli.
Kto miał ognisko własne i ramiona,
Co go czekały, jak pieszczot ponęta,
Mówił do nocy tej: »Błogosławiona!«
Kto nie miał, mówił: »Przeklęta!«
A takich głosów było, ach! — tysiące...
A wszystkie z zimna i zwątpienia drżące,
A wszystkie dziwnie przeraźliwe w ciszy...
O gwiazdy, czy Bóg je słyszy?
Patrzycie, blade, i ja patrzę, blada;
Wicher się zrywa, śnieg zawiewa drogę...
O gwiazdy, jeśli która odpowiada,
Ja was dosłyszeć nie mogę!...

O nocy srebrna! O nocy, królowo!
Ty masz żelazne dla nędzarzy berło...
A mglistą szronów zasłonę nad głową
Spinasz zastygłych łez perłą...
O nocy! czyliż gwiazd twych jasnych z nieba
Pragnie ta ciżba, wybladła i skrzepła?
Przez litość, słuchaj! Wszak oni chcą chleba
I tylko troszeczkę ciepła!