Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 1 206.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
VII.

Z brzegów tymczasem wrzawa się podniosła:
Krzyki powietrze sieką, jako wiosła,
Piersi, jak żagiel statku, wzdyma burza,
A lud, jak odmęt, prze się, kipi, nurza
I wre i szumi i pryska w przestworza
Pianą uniesień. — Augur z oddali
Spojrzy i rzecze: »Oto są dwa morza,
Lecz spokój mędrców jest po stronie fali«.

Rzucając w koło spojrzenia sokole,
Walerjus dojrzał drobną, nikłą barkę
I pogrążoną w zadumie żeglarkę,
Która się własnym marzeniom uśmiecha...
A jej przepaska, puszczona na wolę,
Z wiatrem się niesie, jak skrzydła motyla...
Dojrzał i szepnął: »Klaudja...«

Była chwila
Ciszy wśród tłumu po tym szepcie; echa
Tylko nadbrzeżne, miękkie i pieszczotne,
Szepnęły: »Klaudja...« i umilkły drżące,
Jakby to imię miało samo z siebie
Jakieś oddźwięki namiętne, palące,
Od których więdną kwiaty i wilgotne
Rosy zajmuje płomień, a na niebie
Gwiazdy blednieją i lecą strącone...
Lecz chwila była krótką. Oburzone
Matrony rzymskie spojrzały zjadliwie
Na tę samotną i na tę niedbałą
O świat i ludzi i wrzawę ich całą,
Na tę milczącą dumnie i wzgardliwie...
I wnet za pierwszej Lucyny przykładem
Ostre przy mówki sypnęły się gradem:
— »Klaudja bez grona niewolnic wychodzi...«
— »Klaudja, w kosztowne przybrana tkaniny,