Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 1 148.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
XXXI. FRAGMENT.


Nie, to nie była grecka kolumnada,
Z której kaskadą jasność dzienna spada,
W jońskich żłobieniach gubiąc swe opale.
Słońce nie drżało, jak djament stopiony,
Strzał złotych w błękit miotając miljony
I kąpiąc czoło w powietrza krysztale.
O rzeźbę brzegów nie biło tam morze,
Jak wino Cypru, zamknięte w amforze,
Co, szumiąc, w perły rozpryska swe fale...

Nie, tam nie rządził Zeus, ani Hero[1],
Ni cały Olimp, jedno wielkie zero,
Co na płacz ludzki oczy ma kamienne...
Nikt tam nie wołał wielkim, głośnym krzykiem:
»Niesprawiedliwość!« — i nikt niewolnikiem
Nie przyszedł na świat, klnąc jasności dzienne...
Pogańskich mędrców nie było tam zgoła,
Coby sofizmem zaćmiewali czoła
I ujarzmiali duchy przez pół senne...
Nikt na marmurze białym targowicy
Nie stawiał jeńcem męża ni dziewicy
Z wpół obnażonem, drżącem hańbą łonem...
Nikt nie rozdzielał matki z jej dzieciną,

  1. Hera — małżonka Zeusa.